Artykuł na ten
temat zamieszcza pismo "Journal of Applied Toxicology".
- Obecność
danej substancji chemicznej w tkance nie oznacza jeszcze, że przyczynia
się ona do rozwoju raka. Ale skoro okazuje się, że związki te wnikają do
ludzkiego gruczołu sutkowego, konieczne jest przeprowadzenie dalszych badań,
aby ocenić, czy ich obecność ma jakieś negatywne skutki - wyjaśniła kierująca
najnowszymi badaniami dr Philippa Darbre z University of Reading w Anglii.
Według niej
problem z parabenami polega na tym, że mogą one naśladować działanie
żeńskiego hormonu płciowego – estrogenu, który pobudza rozwój i wzrost
wielu guzów piersi.
Estry
parabenów są szeroko stosowane jako konserwanty w rozmaitych produktach
higieny osobistej, żywności oraz farmaceutykach.
Badania potwierdzają, że
takie rozpowszechnienie sprawia, iż substancje te są obecne w organizmach
większości ludzi – we krwi, moczu, nasieniu i matczynym mleku.
W 2004 r.
dr Darbre po raz pierwszy poinformowała o wykryciu tych substancji w próbkach
pobranych ze złośliwych guzów piersi od 20 pacjentek. Późniejsze badania innych
naukowców wykazały, że wchłaniają się one z kosmetyków przez skórę i już
po godzinie od aplikacji, np. kremu, można je wykryć we krwi.
Zrodziło to
podejrzenia, że stosowanie w okolicy pachowej kosmetyków z parabenami,
np. antyperspirantów, może mieć jakiś związek z ryzykiem zachorowania na
raka piersi. Za hipotezą tą przemawiał np. fakt, że większość raków piersi jest
zlokalizowana w górnej ćwiartce gruczołu sutkowego, najbliższej pachy.
W najnowszych
doświadczeniach dr Darbre i jej współpracownicy analizowali występowanie
pięciu różnych parabenów w tkankach gruczołu sutkowego 40 kobiet z pierwotnym
rakiem piersi, które przeszły mastektomię. Sprawdzano obecność tych związków
w czterech lokalizacjach w piersi – od dołu
pachowego aż po mostek.
Okazało się,
że u każdej pacjentki obecny był co najmniej jeden z estrów
parabenów. Co ciekawe, 7 z 40 pacjentek nigdy nie stosowało kosmetyków pod
pachę, jak np. antyperspiranty, które często zawierają parabeny. Oznacza to, że
źródłem tych związków musiały być inne produkty - uważają naukowcy.
Jedna z substancji,
n-propylparaben, występowała w znacznie wyższych stężeniach w próbkach
pobranych z okolic piersi bliższych pachy niż mostka. Pozostałe parabeny
występowały równomiernie we wszystkich lokalizacjach.
Jak podkreśla
współautor pracy Lester Barr z University Hospital of South Manchester,
badania te potwierdzają, że nie istnieje prosta zależność przyczynowo-skutkowa
między stosowaniem pod pachę produktów zawierających parabeny a rakiem
piersi.
- Nie mamy
rozstrzygającego dowodu na to, że parabeny odgrywają rolę w rozwoju raka
piersi. Jednak brak dowodów, nie jest dowodem na brak ich udziału. Obecnie po
prostu tego nie wiemy – skomentowała dr Darbre. Zaznaczyła też, że obecność
tych związków w sutku uzasadnia dalsze prace nad tym zagadnieniem.
Według dr
Darbre rak piersi nie jest jednorodnym schorzeniem, a do jego rozwoju
przyczynia się wiele czynników. Dlatego mało prawdopodobne jest, by jeden
rodzaj związków odgrywał tu dominująca rolę. Wiadomo, że wiele innych
składników kosmetyków oraz produktów higieny osobistej naśladuje działanie
estrogenów, a ich obecność stwierdzano w gruczole sutkowym lub
w mleku matki.
- Dlatego
jestem daleka od obarczania winą jednego związku chemicznego (o udział w rozwoju
raka piersi – PAP). Nie chcę przez to powiedzieć, że parabeny z nie
odgrywają tu roli, ale prawdopodobnie są tylko częścią większej całości –
podsumowała dr Darbre.
W wypowiedzi
dla serwisu Health Day News badaczka zachęciła panie do zredukowania liczby
stosowanych kosmetyków. - Współcześnie stosujemy ich po prostu za dużo - za
dużo dla naszego ciała i dla środowiska - oceniła.
Źródło www.onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz